aaa4 |
Wysłany: Śro 11:47, 25 Paź 2017 Temat postu: |
|
onstanza zachichotal.
-Nie, oczywiscie, ze nie. Przeciez pani wie, ze to byloby niebezpieczne.
-Wiec jaka mam pewnosc, ze mi go pan da, kiedy wykonam zadanie?
-Moje slowo, panno McCulloch - rozlegl sie niski, operowy glos O'Malleya. - Theritusa wiezi rzucony przeze mnie czar. On musi mnie sluchac. Zawrzemy taka sama umowe, jaka zawarla pani z Asmodeuszem.
Gdy skinela glowa, kontynuowal.
-Umowa to umowa. Pani odzyska twierdze, a ja dam pani w zamian klejnot. Wrecze go pani u bram Cytadeli. Musze dotrzymac slowa, gdyz inaczej Weglarze od razu porwaliby moja dusze. Don Constanza przystanie na te warunki, poniewaz bedzie potrzebowal moich uslug, zeby ochronic zamek.
Zerknela na Constanze i zobaczyla, ze probuje ukryc irytacje. Draznilo go, ze potrzebuje kogos, kogo nie moze kupic, zastraszyc albo kontrolowac.
A pociag jechal i jechal. |
|